IRENA TUWIM

Wspomnienia siostry Tuwima pochodzą ze zbioru Wspomnienia o Julianie Tuwimie, pod red. Wandy Jedlickiej i Mariana Toporowskiego, Warszawa 1963. W książce można znaleźć również wspomnienia autorstwa Antoniego Słonimskiego, Anatola Sterna, Jana Brzechwy, Kazimiery Iłłakowiczówny, Jarosława Iwaszkiewicza, Mieczysława Jasturna i wielu innych.

Magia, cuda i dziwy

Przeświadczenie o magicznych siłach i wtajemniczeniach mego małego brata miało źródło nie tylko w mojej wyobraźni, w moich w tym kierunku inklinacjach.

Ta skłonność do wszelkiej magii, cudów i dziwów tkwiła w nim samym i przetrwała całe życie. Były czasy, kiedy Julek rujnował się na jakieś tajemnicze kolorowe ingrediencje kupowane w składzie aptecznym pana Thorna na rogu Andrzeja i Pańskiej. Zjawiały się w domu siarka i chlor, błękit pruski i nadmanganian potasu. Pamiętam fantastyczne kryształy ałunu, osiadłe na nitce przywiązanej do patyczka, w szklance. Pamiętam kuchenne laboratorium: jakieś probówki, pełne różnobarwnych płynów, ba, nawet retorty, nieraz pękające z hukiem nad płomieniem spirytusowego palnika. Na blasze kuchennej, ku utrapieniu naszej Antosi, parowały w rondelkach wywary z ziół zbieranych po inowłodzkich łąkach. Kuchnia na Andrzeja zmieniała się w laboratorium i pracownię alchemika.

Początki twórczości

Z pasją gromadził tomiki wierszy, chorował na Staffa, z aktorską emfazą deklamował Statek pijany, upajał się Verlaine’em i Baudelaire’em, odkrywał Młodą Rosję w osobach Balmonta, Briusowa i Błoka, ale nikomu z nas nie przychodziło do głowy, co się święci. Dopiero przypadkowa sławetna historia z szufladą, ślusarzem, zagubionym kluczykiem i czarnym brulionem z wytłoczonym na okładce złotym piórem wydała cały sekret. Julek w tajemnicy przed nami pisywał wiersze.

Rodzice byli skonsternowani, biorąc to, jeśli dobrze pamiętam, za jeszcze jedno z wielu kolejnych opętań swego syna. Bo nawet już po tym odkryciu, gdy Julek zaczął co pewien czas drukować swoje iuvenilia po łódzkich gazetach, zabiegali usilnie o to, żeby pojechał do Warszawy na uniwersytet.

Sposób pracy

Do gatunków czarów zaliczałam również sposób, w jaki pracował. Kiedy się to odbywało? Na przestrzeni ponad trzydziestu lat tylko przez pięć lat (1940–44) byliśmy rozdzieleni, on w Brazylii i Stanach, a ja w Londynie. Był to okres pisania Kwiatów polskich i mało mogę o tym powiedzieć. A reszta?

Przez 25 lat mieszkaliśmy, z krótkotrwałymi przerwami, w jednym mieście. Widywaliśmy się prawie codziennie, mieszkając okresami pod jednym dachem, i nigdy jakoś nie widziałam go zaaferowanego, nigdy nie słyszałam skarżącego się na przeciążenie pracą, na zmęczenie. O każdej porze dnia mogłam go osiągnąć, zawsze witał mnie uśmiechnięty, gotów do rozmowy, nigdy nie zasłaniał się brakiem czasu. Dzwonił codziennie, wypytując o najdrobniejsze szczegóły mego codziennego życia z uwagą i czułością już nie ojcowską, ale macierzyńską.

W domu mego brata nie było atmosfery robienia misterium dokoła jego pisarstwa, tak zwanego „Psst… Cicho… Mistrz tworzy…”

Julek nie miał zwyczaju celebrowania swojej osoby, nie onieśmielał otoczenia, nie przytłaczał swoją wielkością. Przystępny dla każdego, kto się do niego zwracał, nieraz dawał się zanudzać i zamęczać cudzymi sprawami.

Dostawał każdego dnia mnóstwo listów od najbardziej nieprawdopodobnych osób, często w najbardziej nieprawdopodobnych sprawach, i z ogromną skrupulatnością odpisywał na wszystkie, starając się w miarę możności każdemu przyjść z pomocą. Nie zbywał ludzi słowami. Nie uprawiał tego, co nazywał „załatwianiem spraw za pomocą słów”. Był konkretny, szybki w reakcjach. Bawiła go rola dobrej wróżki, która ma dar spełniania życzeń. Chciał olśniewać i uszczęśliwiać. Potrzebne mu to było do życia.